Pierwszy tropikalny helpX za nami. 3 tygodnie na wyludnionej wyspie pozostaną w naszych wspomnieniach na zawsze. Spacery po dżungli, snorkle z a-Nemo-nami i obżeranie się owocami morza się skończyło. Z Pulau Babi Besar mieliśmy pojechać na żeglugowy projekt do niemieckiej rodzinki, która żyje na jachcie – trochę w okolicach Koh Lipe, trochę na Langkawi. Niestety nasz umówiony host przyjął kogoś mimo wcześniejszych ustaleń z nami i trzeba było szukać alternatywy. Przeglądanie strony helpx w Tajlandii i Malezji dało efekt – znaleźliśmy projekt Nikki i Nenga. Pomaganie w budowie i ogarnianiu hostelu na Koh Lanta. Hostelu absolutnie wyjątkowego, bo kreatywnie zbudowanego z tego co wyrzuciło morze. Nikki napisała “przyjeżdżajcie” więc jedziemy. Jako świeżaki w tej okolicy nie zdajemy sobie sprawy, że wjazd lądowy z Malezji do Tajlandii daje nam prawo tylko do 14 dni pobytu w Królestwie. Trochę przechlapane ale nic nie poradzimy. milion godzin w autobusach, minivanach i na barkach później docieramy na Long Beach i do hostelu. Okazuje się, że nikt tam na nas nie czeka… właścicielka, Amerykanka z córką kiwa głową i wskazuje kierunek. Taak, Nikki i Neng nie są już razem, sprzedali im hostel ale Neng ma tutaj niedaleko Lanta Funny Farm i buduje kafejkę z gliny, na pewno się przydamy.
Trochę nieprzyjemnie zaskoczeni sytuacją kierujemy się ku domostwu Nenga. Niepewni czy Nikki w ogóle uzgodniła nasz przyjazd zagadujemy do Nenga – i wiecie co, wcześniejsze ustalenia nie są takie ważne. Neng przyjmuje nas z uśmiechem (mocno poszerzonym jointem ;)) i otwartymi ramionami. Dostajemy pokój na pięterku. Ale jaki pokój! Bez okien, ścian, szaf czy sufitu. Za to z moskitierą i wygodnym łóżkiem. Wszystko wokół żyje, sam dom wydaje się, szczególnie nocą, żywym organizmem a nie budowlaną konstrukcją z bambusa przykrytą dachem z liści bananowca. Czujemy się jak w filmie przygodowym 🙂 Mamy nawet chwilowo psa! Piesek przybłęda Olala sypia pod drzwiami naszego pokoju i przegania szczury.Wygląda na to, że pokochał nas szczerze i oddał swoje psie serce na czas 10 dni naszego helpxowania u Nenga.
Brzmi niesamowicie? A zabawa dopiero się zaczyna. Wstajemy rano i do pracy – budować kafejkę z gliny. Neng przyznaje, że to jego pierwsza próba, nigdy się budownictwem z gliny nie zajmował ale wygląda ciekawie, więc próbujemy. Zanim zbudował hostel z tego, co wyrzuciło morze też nie wiedział jak się do tego zabrać. Grunt to pozytywne myślenie, metodą prób i błędów dochodzimy do celu, czyż nie? Poza nami jest też dwóch Francuzów, helperów z takim stażem, ze to bardziej starzy przyjaciele naszego hosta niż pomocnicy. Pojawia się też francuska parka małolatów – możemy zaczynać. Chłopaki kopią glinę motykami i noszą wiadrami do przesiewania. Przesiany i podsuszony materiał mieszamy z wodą i ryżowymi plewami, po czym ugniatam i udeptuję to wszystko w rytm piosenki Abby – jestem Dancing Queen w 40 stopniach!
Następnego dnia robimy “węże” – te warkocze z kokosowych lub bananowych liści obtoczone w wyrobionej glinianej masie posłużą za budulec! Na swoje nieszczęście Ani gliniane warkocze wychodzą najzgrabniej, co oznacza pracę w słońcu przy glinianym grajdołku… ehh, życie… czas na nagrodę za ciężką pracę – niedzielne nurkowanie na Koh Ha.
A od poniedziałku znów praca nad kafejką, malowanie i wypełnianie naszkicowanych wzorów, dobudowywanie kolejnych ścian i elementów “okiennych”. Coraz poważniej daje o sobie znać sezon monsunowy, którejś nocy leje tak intensywnie, że zwiewa prowizoryczny dach i rujnuje jedną ścianę. Szybko odrabiamy straty i po kilku dniach jesteśmy gotowi na małe opening party – przy piwku i grillu świętujemy w środku kafejki – wyniku naszej ciężkiej pracy. Czujemy się cholernie dumni i mimo drakońskich warunków (prysznic w lepkiej zimnej deszczówce :D) zadowoleni z pobytu u Nenga. Kilka rzeczy robiliśmy tutaj pierwszy raz – Ania ma za sobą pierwsze nury i pierwszy prawdziwie tajski masaż. Arek po raz pierwszy prowadził tuk tuka i oboje mogliśmy spróbować swoich sił z adobe building. Było intensywnie!
Zanim skończy nam się wiza, tuk tukiem jedziemy jeszcze odwiedzić innych budujących z gliny na projekcie Asa Lanta. Odsypiamy niewygody ostatnich dni w wynajętym przy plaży domku, pławimy się w ciepłym jak zupa morzu a następnego dnia rano wskakujemy w busa do Penang.