Hokkaido słynie głównie z zimowych atrakcji. Legendarny puch ściąga tutaj miłośników sportów zimowych głównie z Azji, Oceanii i Ameryki. A latem ta najdalej wysunięta na północ japońska wyspa odpoczywa od białego szaleństwa. Transport publiczny zredukowany jest o ponad połowę a turystyczna okolica zamienia się w rolnicze zagłębie pełne farm i mniejszych gospodarstw nie bardzo już przypominających tradycyjne japońskie. Częściej widuje się betonowe zabudowania gospodarcze przypominające raczej holenderskie lub amerykańskie farmy. Mieszkańcy na północy odstąpili od tradycyjnych japońskich domków, które w tak surowym klimacie są po prostu niepraktyczne a nawet niebezpieczne. Technologia nie znalazła wspólnej drogi z japońskimi zabudowaniami wiejskimi, wybrano zachodnie inspiracje i pomysły.
Dlatego podróżując latem po Hokkaido można zapomnieć, że jest się w Japonii. Jedynie w miasteczkach hiraganowe szyldy, udon shopy, salony pachinko potrafią przypomnieć, gdzie jesteśmy.
Jednak nie oznacza to, że latem turystyka zamiera tutaj zupełnie. Są turyści, lecz głównie lokalni. Dla Japończyków Hokkaido jest symbolem nietkniętej, dziewiczej surowej natury. Można tu spotkać ludzi, którzy uciekli z Tokio lub Osaki przed wielkomiejskim szaleństwem, żeby zaszyć się na odludziu bliżej natury. Przyjeżdża się tu głównie podziwiać lawendowe pola, krystalicznie czyste jeziora, aktywne wulkany. Do naturalnych gorących źródeł i na szlaki trekingowe w nieco niższych ale urokliwych lokalnych górach.
Lato jest również intensywnie celebrowane przez lokalne społeczności. Od czerwca do końca września praktycznie co weekend odbywają się, jak Hokkaido długie i szerokie, festiwale z barwnymi paradami pod przeróżnymi pretekstami 🙂 Święto Ziemniaka, Parada Demonów etc. itd. Wszystkie te uroczystości mają bardzo lokalny charakter. Biorą w nich udział mieszkańcy miasteczek lub zaproszeni sąsiedzi. Różne grupy prezentują programy artystyczne. Są tradycyjne tańce, stroje oraz imponująco udekorowane platformy. Można tu zobaczyć cały przekrój pokoleń od najstarszych, pielęgnujących tradycję przez nastolatków, którzy w hałaśliwy i nie zawsze udany sposób próbują łączyć kulturę dziadków z J-popem aż do najbardziej czarujących kilkulatków. Stojąc w tłumie zauważasz rodziny wypatrujące w paradzie krewnych i znajomych, tatuśków kręcących filmy z występu dzieci lub babcie pozdrawiające występujące sąsiadki. Wzdłuż paradnych ulic ciągną się piwne ogródki i stoiska z ulicznymi przekąskami. Tak było w portowym Tomakomai:
Podczas pobytu na Hokkaido udało nam się odwiedzić kilka z festiwali. Pierwszy z nich był niespodzianką, bo jadąc do Yakumo do samego końca nie wiedzieliśmy, że będziemy częścią parady. Na miejscu bez słowa wstępu wręczono nam stroje i przedstawiono reszcie grupy ciągnącej platformę gajdzinów. Tak, była to platforma dla białasów, czyli głównie wolontariusze i ekspaci, którzy związali swoje życie z Hokkaido. Większość z nas poznała się kilka sekund przed rozpoczęciem, nie było więc mowy o żadnym programie artystycznym, integracji sprzyjały regularnie podsuwane, całkiem niezłe japońskie piwa i trunki. Nie byliśmy więc chyba zbyt atrakcyjnym widowiskiem w porównaniu do innych uczestników a mimo to z mijanego tłumu błyskało tyle samo fleszy a jeszcze więcej osób podbiegało, żeby sobie zrobić zdjęcie z gajinem.
Po wielkim pochodzie dookoła miasta zostaliśmy zaproszeni na wspaniały poczęstunek. Od stołu próbowała nas odciągnąć lokalna młodzież zapraszając na kilka głębszych w pobliskim barze. My na dobre zagadaliśmy się ze starszyzną, wypytując jak to jest żyć w takim miejscu ale młodsza część grupy dała się porwać. Znaleźliśmy ich można powiedzieć w samą porę…
Jedną z atrakcji takich imprez są lokalne grupy grające na bębnach Taiko. To nie tylko niepowtarzalne brzmienie i rytm ale również performance. Każda grupa stara się grać oryginalnie i wprowadzać własne układy, akrobacje, tańce czy kreatywne zagrywki na nietypowych elementach bębnów.
Noboribetsu Hell Festival też obfitował w takie piekielne występy.
Poza tym były jeszcze ziejące (sztucznym) ogniem demony i fajerwerki.
W Date mieliśmy być tylko widzami ale niestety w japoński tłum wtopić się nie sposób, zwłaszcza, gdy w grupie jest kilku wysokich blondynów… I znów byliśmy jedną z atrakcji wieczoru 🙂
Przyznaję, że ma to swój urok. Lato na Hokkaido nie byłoby tak wyjątkowe, gdyby nie weekendowe festiwalowe wypady. Najwyraźniej podobnie uważają lokalne społeczności ubarwiające sobie spokojne lato bez tłumu turystów z całego świata świętowaniem w tradycyjnym stylu.