Jest wiosna 2012, przed EURO Warszawa obrasta w modne piórka. Na mapie stolicy pojawiają się coraz to nowe kafejki Starbucks a ja każdego dnia w drodze do pracy przechodzę katusze. Mijając kawowy raj powtarzam w myślach ceny pysznych potraw w Azji Południowo-Wschodniej, Grande Caramel Machiatto przeliczam na lokalne atrakcje w tropikach. Oszczędzam na podróż i nie mówcie mi, że kawka w drodze do pracy to małe wyrzeczenie! Wiecie, że 2 dni bez kawy to cena za noc pokoju “dwójki” w urokliwym wietnamskim Hue? Przyspieszam kroku i wchodzę w podziemia, jeszcze tylko Starbucks na Dworcu Centralnym i jestem uratowana 😉
Jednak kiedy nadeszło lato, nie było już tak łatwo. W Starbucks’ie jak co roku zagościło malinowe frappe i orzeźwiające limonkowe napoje. Czasem pozwalaliśmy sobie na trochę luksusu, czyli kino i Starbucksa, o którym zapomnieliśmy niemal zbyt łatwo kiedy znaleźliśmy się w Azji. Do czasu – na Tajwanie spotkaliśmy się z moją przyjaciółką, która podobnie jak ja nie wyobraża sobie dnia w pracy bez kawki (hm, bezkofeinowej, trzeba walczyć z nałogiem ;)) Mimo wiosennego klimatu sieć już promowała letnie smaki… jednak nie dane nam było spróbować ulubionego frappe…
Bo lato okazuje się nie dla każdego smakuje tak samo. W Polsce to może być sorbet malinowy albo lody truskawkowe, kiedy na Tajwanie to frappe z zielonej herbaty matcha lub lody z czerwoną słodkawą fasolą. Taak, lody w Azji to temat rzeka 🙂 Niektóre potrafią zaskoczyć jak np. lody soba o smaku gryczanych klusek a inne zauroczyć – np mleczno-ziołowe fioletowe lody z japońską bazylią, czyli shiso. I oczywiście lodowy deser Baobing z owocami, budyniem lub wszechobecną fasolą, mmmmm.
Do niektórych smaków łatwo się przyzwyczaić, melonowe lody z Hokkaido należą od niedawna do moich ulubionych, Arek sorbet malinowy z Grycana zastąpił borneańskim sorbetem z mango a ja zamiast Caramel Machiatto bez wahania wybieram tajwańską bubble tea z marakują i kokosowymi żelkami. Z rozmarzeniem wspominamy malajskie soki arbuzowe z liczi i świeże tajwańskie truskawki w landrynkowej chrupkiej skorupce 🙂 A że czasem uciekając przed zimą trafimy na jakiś letni smak, który nas nie oszołomi? Bywa. Do dziś otrząsam się z obrzydzeniem na wspomnienie kawowego killera w worku z malajskiego foodcourtu. Jednak nie należymy do osób, które lubią tylko te piosenki, które już kiedyś słyszeli. Próbujemy dzielnie tego co nowe i nam nieznane (jak choćby chlorofilowy napój w chińskiej knajpce na Borneo), czasem trafia się jakiś niewypał ale w ten właśnie sposób poznajemy świat. Smakując lato w różnych zakątkach świata 🙂