– Areeeek….?
– Tak…?
– a bo ja tak sobie myślę i myślę i jak by tu powiedzieć to ja nie wiem…
– czego znowu nie wiesz?
– czemu ja tak lubię tą Malezję. Ty wiesz?
Państwo niby w SEA ale nie odwiedzanie przez backpackerską tłuszczę. Jakby Azja a standardy życia bardziej europejskie. Kraj poniekąd muzułmański (choć ok 40% mieszkańców Borneo na ten przykład Muzułmanami nie jest i Harvest Festival opija z iście słowiańską fantazją) a cywilizowany pełną gębą. I taki różnorodny!
Własnie, ta różnorodność tak mnie pociąga. Malezja to nie jeden kraj chociaż jedno państwo i nie jedna nacja choć jeden naród. Bo mniejszości chińska i hinduska tak gwoli ścisłości mniejszościami nie są – przez swą liczebność i zaradność odgrywają ogromną rolę w godpodarce państwa. Oprócz swego wkładu ekonomicznego mają też inny, dla mnie ważniejszy wkład – kulinarny. Prócz aromatycznej kuchni Malajów mam do wyboru chińskie lub hinduskie smakołyki. Raj na ziemi. Prawie, byłaby idylla gdyby mieli tu też dobre knajpki japońskie 🙂 Poza tym architektoniczno-kulturalny wkład też jest widoczny – chińskie Tajping w dystrykcie Perak to najładniejsze miasteczko z dotychczas odwiedzonych.
Sądziliśmy, że na chiński Nowy Rok znajdziemy się w Chinach, lecz przecież i Malezja będzie obchodzić go hucznie. Zatem nic straconego.
Od niedawna poznajemy inną Malezję – borneańskie Sabah, tak inne od wszystkiego czego doświadczyliśmy w KL, Tajping, Penang czy na wyspach. I postanowiliśmy poznać lepiej, zostać dłużej.
Jeszcze niedawno rozważaliśmy szybkie skoki po najważniejszych atrakcjach Sabah i Sarawak, potem na Jawę i do krainy kangurów i kuzynów. Ale wylądowaliśmy w Kota Kinabalu i leżąc na ławce w KiKi poczuliśmy się u siebie. Znajome zapachy i smaki, przyjemne tropikalne ciepło mieszające się z morską bryzą i bubble tea na każdym rogu.
To nie jest jakiś maraton przez świat to jak pisali kiedyś mądrzy ludzie “życie w drodze” a że droga poprowadziła akurat tutaj, to i przysiądzie się na miedzy, odpocznie, z lokalnymi zagada, zaprzyjaźni. Australia nie koala, nie ucieknie.
A ja będę miała więcej czasu i okazji, żeby zrozumieć dlaczego tak lubię tą Malezję. I oczywiście podzielę się wnioskami 🙂